Kilkanaście metrów kajuty z oknami, za którymi codziennie zmienia się widok. I oni: Mirek – kapitan i Danuta – sternik. Podróż to dla nich codzienność związana z pracą. Nie wyobrażają sobie też innej formy wypoczynku. Dlatego ruszyli w niekończącą się podróż.
Po prostu nie umiemy usiedzieć na miejscu, widok zmieniający się za oknem to nieodłączny element naszego życia. Na co dzień mieszkają i pracują na statku pasażerskim pływającym po europejskich rzekach. Po pracy czas poświęcają również podróżom, tylko samochodowym.
Trzy lata temu kupili Żuka, który od razu skradł ich serce, żeby wystartować nim w Złombolu – cyklicznym rajdzie charytatywnym. Obiecaliśmy wtedy sobie, że jak przejedzie z nami 5000 km do Hiszpanii i z powrotem, to nie będziemy żałować na niego czasu ani pieniędzy. Nie zawiódł!
W Złombolu wzięli udział już trzy razy i nie chcą przestawać. Ten lub podobny rajd to świetny start dla kogoś, kto ma obawy przez wyruszeniem w daleki świat. Wtedy Hiszpania czy Sycylia wydawały się takie odległe!
W samochodzie nie robią zbyt wielu udogodnień – jedynie niezbędne naprawy. Na ostatnie dwa rajdy Złombol wyjechali jako małżeństwo, na pakę wstawili pełnowymiarową kanapę dwuosobową.
Pomysłów na przeróbki im nie brakowało, jednak wszystko chcieli zrobić sami, żeby to było ich, tak jak sobie wymarzyli. Trzy tygodnie przed wyjazdem do Andaluzji zbudowali własny dom na kółkach. Zrezygnowali z droższych noclegów i zainwestowali w Żuka, który zamienił się w prawdziwy wóz kempingowy.
Podróż jest głośna. Silnik diesla generuje wiele decybeli. Wiemy, że idealne wygłuszenie nie jest możliwe – w końcu to auto stworzone do wożenia warzyw na targ, a nie wariatów po świecie. Za to żuk odwdzięcza się czym innym. Sama szoferka jest szalenie wygodna i duża. Jest wiele miejsca na dodatkowe półki, kieszonki i wskaźniki. Przesuwane na bok okna, po osiągnięciu odpowiedniej prędkości, dają przyjemne ochłodzenie. Gorzej robi się w korku w lecie.
Właśnie przygotowują się do pierwszego samodzielnego wyjazdu. Zabraknie, jak to podczas zorganizowanych rajdów, innych załogantów chętnych do pomocy. To wyjazd solo. Jedno auto. Bez wsparcia. Ustalili datę startu – najwcześniej, jak się dało. 7 grudnia. Uciekają nie tylko od pracy, ale i od zimna. Jadą do Andaluzji – w pogoni za ciepłem, przygodą i luzem południowców. Nie mają planu, ani konkretnego celu.
Chcemy poznać przypadkowych ludzi, usłyszeć coś ciekawego i prawdziwego o czym nie piszą w przewodnikach. Przejechać obok autostrad i szlaków turystycznych. Na Sycylii podróżowaliśmy przez małe, często popadające w ruinę wioski, gdzie w promieniu kilkudziesięciu kilometrów trudno o bankomat. Między zabudowaniami piętrzyły się stare lodówki, pralki i inne śmieci. Ale to tam poznaliśmy niezwykle życzliwych, zadowolonych z życia ludzi. Nie umieli wskazać Polski na mapie, a nadwiślański kraj kojarzyli jedynie z Karolem Wojtyłą.
Jeszcze nie wyjechali, a już planują następne podróże. Świat się kurczy. Wszędzie blisko. Różnorodność krajów, języków, widoków i ludzi ciągnie ich w kolejne wojaże pozbawione planu. Taką swobodę daje nam tylko samochód.
Nie jesteśmy etnografami ani poliglotami. Nie czytamy niezliczonej ilości książek historycznych. Chcemy przeżyć Europę po swojemu i podzielić się tym z innymi.
Nie chcą się spieszyć ani do nikogo dostosowywać. Podróżujemy powoli, przeżywając drogę od początku do końca. Nie liczymy czasu ani dystansów. Chcemy poznać i choć trochę zrozumieć otaczający nas świat samemu, nie z książek i internetu – przetworzony i podany gotowy do konsumowania w formie marnej przystawki.
Serdecznie zapraszamy na fanpage, gdzie można śledzić nasze przygotowania do wyjazdu i samą relację z Andaluzji w dniach 7-21 grudnia 2016
https://www.facebook.com/kurskolizyjnyteam/