Powoli zbliża się koniec roku – czas podsumowań. Warto przypomnieć sobie najlepsze albumy także z 2016 – niezależnie od gatunku. W naszym zestawieniu znajdzie się coś dla fanów popu, rocka, jak i electro. Zresztą dobra muzyka przełamuje granice stylu, o czym można się przekonać, słuchając właśnie tych płyt. Sprawdź, czego się obecnie słucha.
Zapomnijcie o szufladkowaniu i po prostu załadujcie je wszystkie po kolei na swoją playlistę. Gwarantujemy, że warto! Rok 2016 obrodził w dobrą muzykę, a 2017 wcale nie pozostał z tyłu. Zresztą jeszcze się nie skończył, a na Gwiazdkę zawsze wydawanych jest co najmniej kilka interesujących krążków. Tymczasem przypomnijmy sobie najlepszą muzykę 2016.
Dawid Bowie – Blackstar
Jeden z najważniejszych brytyjskich piosenkarzy, kompozytorów i producentów. Ceniony multiinstrumentalista na rynku muzycznym działał od 1962 roku. Bowie był kontrowersyjny – ale cóż to była za postać! Tworzył przez ponad cztery dekady, zyskał międzynarodową sławę dzięki swej wyjątkowej barwie – cechował go niezwykły baryton. Szczyt jego popularności to lata 70. i 80. XX wieku, ale w 2016 wydał zjawiskowy album Blackstar.
Mroczny niemal do bólu, tajemniczy, przepełniony niepokojem, ale i piękny. A raptem dwa dni po jej premierze artysta zmarł na raka wątroby. Chorobę ukrywał, ale słuchając płyty, łatwo można rozpoznać targające w nim emocje. Bowie mieszał style – pop, rock (art, indie), electro, glam, dance itd. – w czym tkwiła siła jego muzyki.
Iggy Pop – Post Pop Depression
Iggy rozpoczyna ten album od zapowiedzi, że włamie się do naszych serc – i faktycznie to czyni! Czym byłby punk rock bez Popa? Ano właśnie… Tymczasem jego kariera trwa nadal, a nowy album może śmiało konkurować o miano najlepszego albumu rockowego 2016 roku. Wrócił do korzeni, do muzyki, którą tworzy jak nikt inny!
Muzyk dobija 70., ale w jego muzyce wciąż pobrzmiewa ta sama młodość, co przed laty. A powiewu świeżości nadają jej zaproszeni goście – m.in. Matt Helders z Arctic Monkeys oraz Dean Fertita z Queens of the Stone Age. Słychać to w każdym numerze, co dodaje mu charakteru!
Röyksopp – The Inevitable End
I znowu coś dla fanów brzmień w stylu electro – norweski duet przyzwyczaił nas już do porcji świetnej i świeżej muzyki. Strach się bać, czy mówili poważnie, zapewniając, że kończą z nagrywaniem płyt. Jeśli lubicie synth-pop, 17 kawałków przypadnie Wam do gustu. Sporo? Faktycznie, ale na szczęście muzycy podzieli je na dwa krążki, a i sama muzyka jest mocno zróżnicowana.
Są tu delikatne kawałki w stylu ambientu, pełne nostalgii ballady, z których Röyksopp słynie, ale i nowoczesne produkcje, energetyczne niczym italo disco czy nawet inspirowane twórczością Kraftwerk electro. A i romans z techno się znajdzie – w sam raz do potańczenia. Mieszanka wybuchowa? Jedynie w pozytywnym znaczeniu!