Weronika Dębowska: Nigdy nie myślałaś o Afryce jako o miejscu do życia, a jednak od dwóch i pół roku mieszkasz w Senegalu.
Joanna Patrycja Wieczorek-Dieng: Trafiłam tam z przypadku, choć w przypadki nie wierzę (śmiech). Przez 13 lat pracowałam w różnych korporacjach, przez 7 lat na wysokim stanowisku kierowniczym. Miałam ciekawą pracę, nie doświadczałam wyścigu szczurów, dobrze zarabiałam. Innymi słowy było bezpiecznie, płytko i powierzchownie. Po prostu nudno.
Moja kariera się rozwijała się, ale wewnątrz mnie coraz głośniej rozbrzmiewał głos mówiący, że to nie jest moja droga. Siedziałam w biurze i patrzyłam na roślinność za oknem. Dochodziło do mnie, że uwielbiam być blisko natury i słońca i nie chcę przez następne dziesięć czy dwadzieścia lat patrzeć na nie przez szybę. Zaczęła mi się przypominać piosenka Antoniny Krzysztoń ” Jest inny świat, tak wiem gdzieś tu/Nie za lasami tam, po prostu on jest tu”.
Wtedy zaczęłaś szukać?
Zastanawiałam się, co innego mogę robić. Jogę uprawiałam od dawna. Robiłam różne kursy rozwoju osobistego, w tym szamanizm. Skończyłam roczną szkołę psychologii zorientowanej na proces. Szukałam swoich talentów, mocnych stron. Ludzie często mówili, że rozmowa ze mną poszerza ich horyzonty, zmienia myślenie i przynosi inne rozumienie spraw. Wtedy odkryłam coaching. To było to!
Brakowało mi jednak sił, żeby jednocześnie pracować i na etacie i jako coach, więc uczucie dyskomfortu rosło. Dlatego, paradoksalnie, w momencie, gdy dostałam kolejny awans po fuzji dwóch organizacji, odeszłam z pracy. Trochę jeździłam po Polsce, mieszkałam to tu to tam, by w końcu przekonać się, że to, co naprawdę daje mi radość to podróże i ludzie. Z tą świadomością podjęłam decyzję o samotnym wyjeździe. Kupiłam bilet do Kuala Lumpur w Malezji, z celem by ostatecznie osiąść na Bali. To był bilet w jedną stronę.
Bilet w jedną stronę do Azji, a jednak mieszkasz w Afryce.
Podczas pobytu w Malezji poznałam mężczyznę. Uzdrowiciela z Senegalu, nazywam go miejskim szamanem, bo nie wyróżnia się z tłumu. Dziś Ousman jest moim mężem. To on zaprosił mnie do Afryki. Kontynent ten nigdy wcześniej mnie nie pociągał. Z początku nawet się go bałam. W końcu Afryka Zachodnia kojarzy się z voodoo. Oz mnie uprzedzał, że mogą być podejmowane próby czarnej magii przeciwko mnie – człowiekowi białemu, który w Afryce kojarzy się jednoznacznie z pieniędzmi, bo przybywa ze świata, do którego oni aspirują. Przed przylotem do Afryki, zastanawiałam się też jaką formę Islamu tam zastanę, ortodoksyjną czy nie. Mimo to, znów kupiłam bilet w jedną stronę.
Co takiego jest w Senegalu, że postanowiłaś tam zostać?
Właśnie tu znalazłam coś, co mnie ukorzeniło. Senegal to przede wszystkim serdeczni ludzie, piękne kolory i wszechobecne żywioły. Jestem blisko oceanu, mocnego słońca i jasnego światła, intensywnych kolorów oraz życzliwych ludzi. Poczucie wspólnoty czuje się na każdym kroku. Afryka nasyciła mnie tym wszystkim.
To kontynent pełen różnych energii. W baobabach mieszkają lokalne energie czyli dżiny – dobre i złe. Są wyznawcy Voodoo, czyli sekretnych praktyk, które oficjalnie zakazuje Koran nakazując modlić się do Allacha. Ale nigdy nikt nie użył wobec mnie czarnej magii. Moje obawy związane z Islamem również okazały się niepotrzebne. Nasz stereotyp Islamu – zniewolenie kobiety, burki – tutaj nie funkcjonuje. Tu nie ma ortodoksji, jest Islam po afrykańsku. A to zupełnie inna historia… Młode kobiety ubierają się jak w Europie Zachodniej – obcisłe dżinsy i seksowne topy – podkreślając swoje niesamowite sylwetki z dużymi pośladkami i bujnymi piersiami. Kobiety dojrzalsze i na wsiach noszą głównie tradycyjne stroje afrykańskie. Kolorowe boubou są długie, ale niezwykle kobiece, wręcz zmysłowe. Senegalki to mistrzynie uwodzenia, pokazują jedynie fragment ciała, zostawiając miejsce na tajemnicę. Odkrywają dekolt, a długie spódnice mają głębokie rozcięcia pokazujące kawałek nogi. Senegalki nie zasłaniają twarzy a na głowach noszą foular – tkaninę, którą można upinać na wiele różnych sposobów.
Mężczyzna – zgodnie z zasadami Islamu – wciąż jest ważniejszy. Obowiązuje prawo wielożeństwa (mężczyzna może mieć nawet 4 żony), choć nie dopuszcza się wielomęstwa (śmiech). Jednak Senegalki mają wiele praw i korzystają z nich. Są aktywne w życiu społecznym i gospodarczym, robią biznesy i zajmują wysokie stanowiska publiczne.
W środku polskiej zimy zapraszasz Polki do wyjazdu na urlop do Senegalu.
Tak, chociaż to nie jest standardowy urlop. Zapraszam nie więcej niż 13 kobiet na organizowane przeze mnie pobyty kulturowo-przyjemnościowe, by celebrować życie i odczuć puls Afryki. Chcę by mogły doświadczyć – tak jak ja – tutejszej gościnności, nasycić się żywiołami, dobrą kuchnią oceaniczną, barwami i słońcem. By mogły poczuć więcej radości i słońca – na ciele i tego wewnętrznego. I dobrze się bawić! Mama Africa bardzo dodaje energii i optymizmu do życia, oraz chęci do działania, inspiruje.
Dlatego podczas 13-dniowego pobytu czeka nas 7 niezwykłych lokalnych spotkań tematycznych, które nazwałam Atelier Kobiet. To okazja do poznania od podszewki uroków afrykańskiego życia płci pięknej. Odwiedzimy żłobek i przedszkole (zachęcam do przygotowania wyprawki dla noworodków, można przywieźć pieluszki, ubranka lub kaszki; tu wszystko jest drogie i nie często nie stać młodych mam na te rzeczy). Spotkamy się z wiejskimi kobietami, nauczymy wiązać foular, uszyjemy tradycyjne boubou z wybranych przez nas tkanin. Zasiądziemy w kręgu by wsłuchać się w opowieści o zwyczajach i sensualnych sekretach Afrykanek. Będziemy jeść tradycyjne potrawy takie jak yassa czy thiéboudienne. Senegalczycy najczęściej jedzą z jednej wspólnej miski – to bardzo zbliża ludzi i trzeba przyznać, że kuchnię mają wyśmienitą. Jedzą głównie ryż z rybami, kurczakiem lub jagnięcinę oraz warzywai sporą ilość sosu cebulowego. Wszystko jest tak aromatyczne i smaczne, że po wielu latach niejedzenia mięsa przestałam być wegetarianką (śmiech)! Zaparzymy też senegalską attayę – bardzo słodką zieloną herbatę z miętą – zgodnie z tradycyjnymi zasadami. Wybierzemy się na lokalny targ po zakupy i wspólne gotowanie z rodziną Senegalską. I to nie wszystkie atrakcje.
Oprócz tego, czekają nas 3 warsztaty tańca afrykańskiego, gra na bębnach na plaży, masaż oraz 4 atrakcyjne wycieczki: na wyspę muszelkową Joal-Fadiouth – całą białą od muszli z wydobywanych tu ostryg; do malowniczego, bardzo słonego Jeziora Różowego, które swój kolor zawdzięcza algom, na słynną wyspę Goree oraz Dakar by Night.
Po tygodniu spędzonym nad oceanem przenosimy się do hotelu z dostępem do plaży, gdzie czeka nas kilka dni relaksu. Wtedy będziemy robić to, czego grupa sobie zażyczy. Mogę poprowadzić jogę , wizualizację czy medytacje. Możemy się po prostu spotkać i porozmawiać o tym, co nas trapi. My kobiety, nie potrzebujemy chodzić do terapeuty. Od wieków po prostu siadamy razem np. przy darciu pierza. Nasze towarzystwo nas odżywia, ładuje nasze żeńskie baterie. Chcę stworzyć grono, w którym uczestniczki pobytu będą mogły się poczuć zrozumiane i akceptowane takie jakimi są, bez zakładania masek, czy to biznesowych czy codziennych. Tu je mogą zdjąć i chłonąć tyle, ile każda zechce.
To wyjazdy mocno kobiece. Kobiety spotykają inne kobiety, rozmawiają o kobiecych sprawach. Czego my, Polki, mogłybyśmy się nauczyć od Senegalek?
Przede wszystkim postawy! Senegalki (i Senegalczycy) nie garbią się. Pewnie dlatego też, że noszą różne rzeczy na głowach. Kiedyś widziałam mężczyznę, który niósł w ten sposób dziesięć palet z jajkami! My mamy tendencję do garbienia się, chowania piersi. Tu kobiety są damami. Chodzą wolnym krokiem – spokojnie, dostojnie i z gracją – i pięknie poruszają biodrami. Takie zachowanie jest łagodniejsze i bardziej kobiece. One wszystko robią wolniej. To częściowo wynika z klimatu, oraz z religii. Widok kobiety zgrzanej i spoconej nie jest mile widziany, dlatego Senegalki rzadko uprawiają sporty. No i nie da się ukryć, że tu jest gorąco – ja też zwolniłam kroku (śmiech). Nigdy też nie widziałam Senegalki publicznie wyrażającej złość.
Inną rzeczą, jakiej moglibyśmy się wszyscy – zarówno Polki jak i Polacy – nauczyć od Senegalczyków to uprzejmość podczas codziennego życia, również wobec obcych na ulicy oraz optymizm, mimo trudów życia.
Zauważasz jakieś podobieństwa między Polkami i Senegalkami?
Senegalki, tak jak my, lubią dobrze wyglądać. Ale my, Polki, ubieramy się dość szaro i ponuro, one – bardzo kolorowo. Senegalki uchodzą za jedne z większych elegantek w Afryce. Wybierają bardziej barwne i wzorzyste materiały na ubrania niż Afrykanki z innych stron kontynentu.
Inne podobieństwo między nimi a nami, to siła i przedsiębiorczość. Bierzemy sprawy w swoje ręce. Senegalki często skrzykują się, by rozwiązać wspólny problem. Tworzą stowarzyszenia. Jestem członkinią Dakar Women’s Group – organizacji ok. 300 kobiet z różnych krajów z całego świata mieszkających w Dakarze, która pozyskuje fundusze od lokalnych firm i ogłasza konkursy na kobiece projekty z okolic Dakaru. Trafiają do nas bardzo różne pomysły, niektóre dotyczą zakupu przyborów szkolnych dla dzieci, inne – powstania placówki z lekarzem ginekologiem, jeszcze inne – budowy nowej studni czy toalety.
Kolejnym podobieństwem jest gościnność. My mówimy „gość w dom, Bóg w dom”, w Senegalu nazywa się to Teranga. Dla nas jest to naturalne, ale nie wszystkie narodowości takie są, a z doświadczenia wiem, że im bogatszy Zachód tym jakoś ludziom do siebie dalej. Bardziej się izolują, we Francji na przykład trzeba się zapowiedzieć na spotkanie, nie można spontanicznie wpaść z wizytą.
—–
Jeżeli zainteresowała cię opowieść Joanny, zapraszam na jej stronę. Tam zamówisz książkę z osobistą dedykacją i autografem (tylko do połowy grudnia), poczytasz o pobytach kulturowo-przyjemnościowych dla kobiet lub spotkasz się na wydarzeniach z jej udziałem.
Kontakt: Joanna Patrycja Wieczorek-Dieng, tel. 601 813 392 wszystkiebarwyslonca@gmail.com
www.joannawieczorek.com