Cierpienie jest wszędzie. Widać je w jej zastygłym wyrazie jej twarzy, krwawiącym sercu, w potoku łez, w obnażonym ciele…
Po raz pierwszy od wielu (a dokładnie od 62) lat mamy okazję podziwiać obrazy Fridy Kahlo w Polsce. Wystawa „Frida Kahlo i Diego Rivera. Polski kontekst” przybliża mało znane wątki z życia artystów związane z naszym krajem – bliskie znajomości z artystkami polskiego pochodzenia (Fanny Rabel – uczennicą Fridy oraz Bernice Kolko – fotografką dokumentującą życie malarki) a także historię największego i najbardziej tajemniczego obrazu Kahlo „Mesa herida” (Zraniony stół), który zaginął w 1955 r. właśnie w Polsce.
Wystawa to trzy sale, w których prezentowane są m.in. dzieła uczniów Kahlo oraz kolekcja zdjęć przedstawiających artystkę (nie tylko przy pracy). Ale, oczywiście, największą atrakcją są obrazy samej Fridy.
Mimo, że jest ich niewiele, to właśnie one przyciągają tłumy. Tych kilkanaście obrazów ogląda się z kołatającym sercem. Sercem współczującym – cierpiącym i niespokojnym. Bije z nich fizyczny ból i niepokój. Demony, które dręczyły niegdyś Fridę, teraz dręczą oglądających.
Cierpienie jest wszędzie. Widać je w jej zastygłym wyrazie jej twarzy, krwawiącym sercu, w potoku łez, w obnażonym ciele. Fizyczny ból, pragnienie macierzyństwa i miłość do Diega zapisane są w symbolach, z których Kahlo – niczym z puzzli – układa przemyślane kompozycje. Niektóre z elementów są ponadczasowe i międzykulturowe np. portret Diega umieszczony na czole Fridy, albo Rivera jako nagie, maleńkie dziecko, inne – czytelne dopiero przy znajomości kultury meksykańskiej lub symboliki starożytnej kultury Majów. Dlatego zachęcam, by zwiedzać wystawę z przewodnikiem (przynajmniej tę właśnie część).
Dzięki zrozumieniu poszczególnych elementów, cierpienie i niespełnienie, wypełniające życie malarki, są jeszcze bardziej wyraziste, cielesne, wręcz nie do zniesienia. Pragnienie zostania matką i fizyczna niemożność donoszenia ciąży. Szaleńcza miłość do Rivery i cierpienie, jakie jej zadawał, zdradzając ją nawet z jej siostrą. Zamiłowanie do sztuki i kultury Meksyku oraz poczucie wyobcowania. Fridą miotały przeciwności i je wszystkie zapisała w swych dziełach. Dualizm, brutalny podział otaczającego świata, rozdwojenie i dysharmonię, od której nie mogła się uwolnić, zaklęła w swych pracach. Noc i dzień, życie i śmierć, jasność i ciemność często stanowią tło jej obrazów. Na jedynej martwej naturze jej autorstwa dwie połówki arbuza nie pasują do siebie.
Nie mogłam przejść obojętnie obok obrazu, na którym Frida trzyma Diega niczym noworodka, a sama obejmowana jest przez starożytną boginię życia. Tak jak ona, artystka ma poranioną klatkę piersiową. Z piersi bogini leci życiodajne mleko, z piersi Kahlo tryska krew. Twarz Fridy tylko na pozór jest nie wzruszona, po policzkach płyną łzy. Tłem jest dzień i noc, słońce i księżyc, obejmujące wszystkich trojga wielkie dłonie życia i śmierci. Całość oplatają rośliny – niektóre suche i martwe.
Jednak największe wrażenie wywarł na mnie szkic – studium ciała Fridy roniącej dziecko. Płód połączony jest z niedoszłą matką. Pępowiną ciasno oplata krwawiącą, płaczącą malarkę. Jej ciało podzielone jest na dwie połówki – jasną i ciemną. Jest niesymetryczne, niezdolne wydać potomka na świat. Krew płynąca z macicy Fridy pada na glebę, podlewa roślinność – symbol życia, ale w kulturze meksykańskiej także cierpienia.
Wystawę możecie oglądać do 21.01.2018 w Centrum Kultu Zamek w Poznaniu. Polecam!
Więcej o jej życiu i twórczości przeczytacie w tym artykule.