24 lutego wszyscy obudziliśmy w zupełnie nowej i niezwykle trudnej rzeczywistości. Media nieustannie dostarczają nam kolejnych doniesień o sytuacji zza wschodniej granicy. Zbombardowane szpitale, szkoły, budynki mieszkalne, ludzie uciekający w panice ze swoim dobytkiem zamkniętym w małej walizce, a czasem z niczym, walczących o życie. Obrazy śmierci i zniszczenia.
Mamy świadomość, że ten koszmar dzieje się tuż obok nas. Targają nami silne uczucia, współczujemy ludziom, którzy doświadczają wojny, pragniemy im pomóc, a równocześnie czujemy złość i gniew skierowane ku agresorowi. Jednak najmocniejszym z uczuć w czasie wszelkich konfliktów zbrojnych jest lęk – lęk przed utratą bezpieczeństwa, komfortu, przed utratą wszystkiego, co dla nas bliskie i ważne. A przecież żyliśmy w strachu już wcześniej – z powodu pandemii i narastającego kryzysu ekonomicznego. Wszystko to nakłada się na siebie potęgując w nas lęk, który czasem może wydawać się niemożliwy do opanowania.
Lęk to naturalny stan emocjonalny, towarzyszący nam w codziennym życiu. Pomaga nam przystosować się do nowej sytuacji, pełni zatem funkcję adaptacyjną. To normalne, że odczuwamy go silniej w momentach kryzysowych, a wojna to jeden z najbardziej lękotwórczych zjawisk, jakich możemy doświadczyć. Śledzimy wiadomości, szukamy informacji, a przy tym wkręcamy się coraz bardziej w spiralę własnych negatywnych uczuć. Pragniemy je uciszyć, odczuć ulgę choć na chwilę, uśpić w sobie strach i zapomnieć o trudnej rzeczywistości. W takich momentach wiele osób sięga po alkohol, który pomaga im się odprężyć, opanować lęki i bezsenność. Ale tylko na chwilę. Alkohol uśmierza strach, ale jego działanie jest krótkotrwałe, działa natomiast jako poważny depresant i na dłuższa metę nie rozwiązuje problemu lęku, wręcz przeciwnie – sprawia, że powraca on z podwójną siłą. Produkty metabolizmu alkoholu nasilają negatywne stany emocjonalne. Częste i regularne picie nie rozwiązuje faktycznego problemu, za to sprawia, że czujemy się coraz bardziej zagubieni i bezradni. Zauważono, że w czasie pandemii drastycznie wzrosła ilość sprzedawanego alkoholu. W sytuacji zagrożenia wojną takie zjawisko z pewnością również będzie miało miejsce. Wiele osób traktuje picie jako leczenie swoich lęków. „Lekarstwo” to jednak prowadzi do rozwinięcia się innego poważnego problemu, jakim jest uzależnienie.
Problemy emocjonalne stanowią wręcz pożywkę dla rozwoju uzależnienia. Dlatego w tych ciężkich czasach powinniśmy pamiętać, że chwilowe samoleczenie się alkoholem nie przyniesie nam ulgi, nie sprawi, że kryzys zniknie, za to spowoduje spiętrzenie się naszych własnych osobistych kłopotów. Stworzy tylko iluzję przyjemnego życia. Istnieją inne metody radzenia sobie z lękiem. Przede wszystkim warto rozmawiać o swoich uczuciach, nie zamykać ich w sobie. Psychoterapia stanowi jedną z najskuteczniejszych metod w radzeniu sobie z zaburzeniami lękowymi, a leczenie uzależnień (Warszawa) to realna pomoc dla każdego, kto cierpi także z powodu nasilającej się choroby alkoholowej. Pamiętaj, że nie jesteś w tym sam. Razem możemy przezwyciężyć strach.
Artykuł sponsorowany