Sklepy internetowe z zabawkami dla dzieci oszałamiają ofertą, a w tych tradycyjnych półki aż się uginają. Pluszaki, puzzle, książeczki, klocki, samochodziki, lalki, gumowe kaczuszki… Można długo wymieniać. Aż trudno uwierzyć, że może być tyle różnych zabawek! W czasach naszego dzieciństwa (niby trzydzieści lat temu, a jakby w innej epoce!), nie było połowy tego wszystkiego. Nie było też czegoś, co dziś zwane jest „zabawką edukacyjną”.
Multikolorowe dziwadła; świecące, grające, migające; tu przyciskasz, tam przekręcasz, gdzie indziej głaszczesz, uderzasz i nie wiadomo co jeszcze… Zabawka edukacyjna. Cóż to takiego? Wspiera wszechstronny rozwój dziecka, stymuluje, rozwija zdolność myślenia, sprawność fizyczną, spostrzegawczość i, zazwyczaj, kosztuje niemało… Ale która matka odmówi swojemu dziecku takiej zabawki? Która z nas nie chce wspierać rozwoju kochanego malucha?
Presja otoczenia – parentingowych czasopism i blogów – ażeby rodzice zwracali większą uwagę na rozwój swojego dziecka jest duża. I słusznie, ale mam wrażenie, że termin „ZABAWKA EDUKACYJNA” to jedynie chwyt marketingowy producentów. Bo czy książeczka nie rozwija? A klocki, puzzle czy piłka?
Warto inwestować w rozwój malucha. Ale czy warto kupować te dziwaczne twory, którymi dziecko pobawi się 10 może 15 minut, a potem rzuci w kąt? Z doświadczenia wielu rodziców wynika, że im prostsza zabawka tym dłużej zajmuje dziecko i bardziej zmusza je do wytężenia wyobraźni. Piłkę można turlać, kopać, odbijać i łapać; można bawić się samemu, z rodzicem lub z innymi dziećmi. Klocki również mają różne zastosowanie. Niemowlak będzie je badał rączkami i buzią, potem będzie burzył wieżę ułożoną przez rodzica, starszak zbuduje ją sam.
Sama wiem, jak szybko mój syn nudzi się zabawkami. – pisze jedna z naszych czytelniczek – Ich góra piętrzy się pod regałem w salonie. Każda rzecz zajmuje go przez kilka minut a potem ląduje na drugiej stercie – tej pod telewizorem. Dlatego wprowadziłam rotację zabawek, część chowam, żeby po kilku dniach wymienić „asortyment”, jeszcze inne postanowiłam wynaleźć wśród rzeczy, które już mamy w domu, by znów nie wydawać pieniędzy. Wystarczy najpierw wytężyć swoją wyobraźnię, by znaleźć rzeczy, które będą rozwijać wyobraźnię Twojego dziecka!
Oto subiektywna lista zabaw i zabawek jednej z mam, które uczą i bawią i wcale nie kosztują wiele (albo wcale) – niektóre z nich znajdziesz w swojej kuchni lub szafie.
- Pierwszą „zabawką” dziecka jest nic innego jak twarz mamy i taty. Można z maluchem robić różne miny, wydawać różne dźwięki, bawić się w przedrzeźnianie albo po prostu całować i pieścić.
- Następną „zabawką” jest ciało maluszka – jego rączki i nóżki, uszy nosek, bródka…
Im starsze dziecko, tym więcej je interesuje, a rączki sięgają dalej… Małe dziecko ciekawi wszystko co znajduje się w zasięgu jego wzroku. To, co dla nas jest zwyczajnym przedmiotem codziennego użytku, dla malucha jest obiektem do zbadania. Rozejrzyj się wokół siebie i poszukaj przedmiotów, które będą dla niego bezpieczne. Zawsze to, co nowe jest ciekawsze i bardziej atrakcyjne niż znana już zabawka.
- Różne materiały – posłużą do poznawania różnych faktur. Wystarczy przygotować dziecku skrawki różnych materiałów. Niemowlak będzie je badał rączkami i buzią, starsze dziecko może uczyć się odróżniać kolory, wzory i kształty. Większymi skrawkami materiału (np. pieluchą, kuchenną ściereczką czy kocykiem) można zakrywać i odkrywać różne przedmioty bawiąc się w „nie ma – jest”.
- Puste kubeczki po jogurtach/śmietanie/serkach – najlepiej w różnych rozmiarach. Będą świetną zabawką w ciągu dnia jak i podczas wieczornej kąpieli. Napełnianie i wylewanie wody z pojemników to fantastyczne doświadczenia!
- Puste pudełka kartonowe – same w sobie lub z rzeczami, które można do nich wkładać i wyjmować.
- Klocki – po nie trzeba pójść do sklepu, ale lepszej i bardziej uniwersalnej (a co za tym idzie długo interesującej dla dziecka) zabawki chyba nie ma!
- Miś, przytulanka – nie tylko daje poczucie bezpieczeństwa, a czasami staje się najlepszym przyjacielem – pluszak pozwala dziecku zrozumieć świat (np. gdy bawimy się w pana doktora, fryzjera itp. przed prawdziwą wizytą); ukochaną przytulankę można wykorzystać podczas przygotowywania dziecka na narodziny rodzeństwa.
- Przybory kuchenne – temat rzeka – w kuchni jest całe zatrzęsienie interesujących przedmiotów. Większość z nich nie nadaje się do zabawy, bo po prostu jest dla dziecka niebezpieczna. Dlatego, gdy tylko szkrab zaczyna się przemieszczać i penetrować wszystkie szafki, warto przeorganizować kuchnię tak, aby w zasięgu maleńkich rączek znajdowały się tylko rzeczy bezpieczne dla dziecka. Świetnym sposobem jest przygotowanie jednej szuflady tylko dla niego. Wybierz tę najniższą i trzymaj w niej rzeczy, które będą nie tylko bezpieczne, ale które trudno zniszczyć (jednorazowe kubeczki, gumowe foremki do muffinów, plastikowe łyżki, a nawet garnki, woreczki z kaszą/ryżem). Dziecko będzie przeszczęśliwe już z samego faktu, że może bezkarnie gdzieś grzebać, a Ty będziesz mogła nie tracąc dziecka z oczu przygotować posiłek.
Starsze dzieci chętnie „pomogą” w kuchni. Kilkulatkowi możesz już powierzyć te najprostsze czynności. Spróbujcie razem np. upiec ciasto. Z pewnością szkrab nie będzie potrzebował Twojej zachęty!
- Plastikowa butelka z wodą – najlepiej do połowy pusta. Można ją turlać, przelewać wodę z jednego końca na drugi, starsze dzieci z przyjemnością będą odkręcać i zakręcać korek (tu zupełnie pusta butelka może się lepszym rozwiązaniem ).
- Instrumenty muzyczne – mimo, że dla otoczenia bywa trudna do zniesienia, zabawa w muzykę przynosi same korzyści: rozwija kreatywność, poczucie rytmu, jest kolejnym sposobem na komunikację. Bardziej energicznym dzieciom pozwala wyładować energię. Najprostsze instrumenty można kupić, ale i samemu zrobić w domu: perkusję z pokrywek do garnków, bęben z wiadra, a grzechotki z pudełek wypełnionych guzikami lub ziarnami.