Gdy kobieta staje się matką, rodzi się w niej wojowniczka. Gotowa do walki o swoje młode zawsze i wszędzie. Jej zmysły się wyostrzają. Już na początku ciąży – gwałtowne reakcje na zapachy i smaki wcale nie są bezsensowną burzą hormonów – uruchamia się system obronny, który ma chronić dziecko od samego poczęcia i non-stop. 24 godziny na dobę, 7 dni w tygodniu. Co więcej, raz włączony, nie da się wyłączyć. Od tego momentu matka już zawsze będzie na stand-by’u.
Matka to nie tylko opiekunka i żywicielka, to przede wszystkim wojowniczka, która ma zadbać o bezpieczeństwo swoich młodych. Ten prastary instynkt funkcjonuje w całym świecie fauny od zawsze. Jej zmysły – ostre jak nigdy przedtem – niczym radar, kamera i wielofunkcyjny czujnik w jednym, służą do wykrywania niebezpieczeństwa. Wyczuwa zagrożenie na odległość, czasem zanim się pojawi i zanim zobaczą je inni.
Po porodzie wyostrza się słuch. W ciągu dnia nasłuchuje złowieszczej ciszy, w nocy – najcichszego kwęknięcia. Uszy zamieniają się w lisie słuchy, wzrok w sokole ślepia. Jak nigdy wcześniej widać ostre kanty, ślizgający się dywan, nieosłonięte gniazdka, kubek z kawą na skraju stołu – rzeczy, których bezdzietne nie widzą. Wyobraźnia płata figle, znęca się nad matką pokazując najczarniejsze scenariusze, nawet te najmniej prawdopodobne. A ona już nigdy nie będzie taka beztroska – wszystko przemyśli, obejrzy każdy zakamarek, wetknie nos nawet tam, gdzie nie powinna, nastawi uszy w pełnym napięciu. Wywęszy, wypatrzy, usłyszy. Macierzyństwo działa jak adrenalina. Nie jak zastrzyk adrenaliny lecz niczym wypełniona nią kroplówka. Sączy się z każdą sekundą nie pozwalając odpocząć, nie dając chwili wytchnienia.
O wytchnienie trudno, jak nigdy przedtem. Chciała wieczorem posłuchać muzyki, ale jak? Z głośników – za głośno, w słuchawkach – nie usłyszy, gdy zapłacze… Chciała z mężem napić się wina, ale nie, lepiej być trzeźwym na wypadek, gdyby trzeba było jechać do szpitala. Z czym? A któż wie, kiedy i jakie choróbsko się przypałęta… Chciała się zdrzemnąć i wyciszyć telefon, ale mogą ze szkoły dzwonić – on dopiero w pierwszej klasie… Chciała pójść spać wcześniej, ale poszedł na imprezę do kolegi z liceum i jeszcze nie wrócił… Czy to kiedyś się skończy? Czy matczyne serce kiedyś zrezygnuje z funkcji stan-by? Chyba nie. Raczej nie. Oczywiście, że nie. Nigdy!
Słownik podaje trzy tłumaczenia angielskiego stand by: być gotowym, wspierać oraz stać z boku, przyglądać się, ale nic nie robić. Wszystko się zgadza. Bo, choć jest zawsze gotowa, od pierwszych mdłości aż do śmierci; wspiera jak może, choć czasem robi więcej złego niż dobrego, z czasem, coraz częściej „stoi z boku, przygląda się i nic nie może zrobić”. Jest aż i tylko na stand-by’u.