Niedawno miałam przyjemność rozmawiać z Bożeną Wujec Ziółkowską – wspaniałym coachem i życzliwą, otwartą osobą. Narzekałam jej, że brakuje mi cierpliwości i wytrwałości, że czasem mam ochotę rzucić wszystko w kąt, że muszę zaciskać zęby, żeby przetrwać chwile, gdy brakuje mi sił, gdy czuję bezsilność i zwątpienie… A ja bym chciała być jak maratończyk, który wytrwale prze do przodu, krok po kroku, metr po metrze, dąży do celu; z każdą chwilą jest bliżej upragnionej mety.
Bożena spojrzała na mnie z zaciekawieniem. Widziałaś kiedyś maraton? – zapytała. No pewnie, że widziałam. Przed oczyma miałam jednego z najwspanialszych polskich sportowców, nasze dobro narodowe, wielokrotnego mistrza chodu na dystansie 50 km – Roberta Korzeniowskiego – zmęczonego, spoconego, ale skoncentrowanego i usilnie idącego do przodu, do mety. No i jak to wygląda? – dociekała Bożena. (Dobry coach zadaje dobre pytania). No mają kryzysy, ale biegną dalej! – powiedziałam natychmiast bez zastanowienia przypominając sobie sportowców polewających się wodą, a niektórych wręcz słaniających na nogach, docierających do celu ostatkami sił. Jak tylko skończyłam wypowiadać to krótkie zdanie, które zabrzmiało mi w uszach jak dzwon, ujrzałam uśmiech Bożeny i zrozumiałam. MAJĄ KRYZYSY, ALE BIEGNĄ DALEJ. No właśnie! Zaciskają zęby (tak jak ja), żeby przetrwać chwile, gdy brakuje im sił (tak jak mnie), gdy czują bezsilność lub zwątpienie…
Nasza silna wola jest jak bak z paliwem – powiedziała Bożena. Paliwo zużywa się i czasem trzeba na nowo napełnić bak. Gdy robisz coś, co wymaga twojej energii i zaangażowania, paliwo spala się – szybciej lub wolniej – aż w pewnym momencie się kończy. Trzeba pojechać na stację, by je uzupełnić.
Przecież mówi się „jadę doładować akumulatory, odpocząć, zregenerować się”. Dlaczego tak trudno jest mi przyznać się przed samą sobą, że też tego potrzebuję, że nie jestem robotem, który może bez przerwy, bez odpoczynku, non-stop? Który zajmie się domem, dzieckiem i pracą jednocześnie? Każdy potrzebuje regeneracji i każdy ma na to swój własny sposób – każdy ma swoją stację z osobistym, najlepszym dla siebie paliwem. Ja lubię pojechać z rodziną gdzieś – gdziekolwiek, wszystko jedno, czy jest to Chorwacja, Sopot, wieś pod Sandomierzem, czy chociaż Zoo. Jedni wybierają się na południe Europy, innym wystarczy las za miastem, jeszcze inni pójdą na fitness, ze znajomymi na pizzę lub na kurs szycia na maszynie, a może będą surfować albo pisać bloga… Świat jest pełen stacji z różnymi paliwami. Trzeba tylko od czasu do czasu zjechać z autostrady, na której wszyscy pędzą (choć nie wszyscy wiedzą dokąd i po co) i znaleźć swoją osobistą stację z paliwem, które da nam najwięcej energii.