Polub nas na Facebooku

tekst: Marta Młocka

Szpital położniczy to miejsce, w którym w jednym momencie mogą pojawić się łzy szczęścia i łzy rozpaczy, a spokojny dzień może w jednej chwili zamienić się w trudną pracę po godzinach. Położne z wieloletnim doświadczeniem są do tego mniej lub bardziej przyzwyczajone.  Jednak wiele,pojawiających się na oddziałach, studentek położnictwa, podobnie jak ja, patrzy na salę porodową i szpital zupełnie inaczej. Wszystko jest dla nas nowe, wyjątkowe, nieprawdopodobne, a wielu rzeczy na początku się po prostu boimy.

położne

Studenckie historie są zazwyczaj pełne emocji, wzniosłych słów, ale także wniosków, które mogą się okazać interesujące dla przyszłych mam. Dlatego postanowiłam zapytać młode położne, a jeszcze niedawno studentki położnictwa, o ich studenckie przeżycia na sali porodowej. Renata i Paulina dzielą się ze mną i z wami swoimi wspomnieniami…

Plan porodu vs rzeczywistość

Rodziła młoda dziewczyna. W planie porodu zaznaczyła, wspólnie z partnerem, że nie życzy sobie obecności studentów. Dlatego starsza położna powiedziała mi, żebym się nie narzucała. Weszłam na salę porodową tylko raz. Miałam uzupełnić szuflady gazikami, strzykawkami, rękawiczkami i… zostałam z rodzącą parą do samego końca.

Nie mogłam nie pomóc tej obolałej, przerażonej dziewczynie i temu chłopakowi podkradającemu jej, między skurczami, gaz rozweselający. Nie byli samodzielni. W obliczu porodu stali się samotni i bezradni.

Zaczęłam wspólnie z rodzącą oddychać, trzymałam ją za rękę i odpowiadałam na niekończącą się ilość pytań jej partnera. Tłumaczyłam im, co się dzieje z ich dzieckiem oraz że oddychanie podczas skurczu nie tylko rozluźnia, ale także dotlenia dziecko. Doradziłam partnerowi, żeby w chwilach największego bólu „pilnował” oddechu swojej partnerki. Dzięki temu on poczuł się potrzebny, a ona była świadoma sygnałów płynących z ciała. W kilka chwil z przestraszonych młodych ludzi przemienili się w świadomych i współpracujących rodziców.

Druga część porodu przedłużała się. Położna wezwała lekarza, który zdecydował o zastosowaniu próżniociągu położniczego (jest to urządzenie stosowane wtedy, kiedy poród niebezpiecznie przedłuża się i trzeba szybko wydostać dziecko). Rodzice dzielnie to znieśli, a mnie, mimo zamieszania i zwiększenia ilości personelu medycznego nikt nie zabronił nadal stać przy głowie pacjentki i trzymać ją za rękę. Wszyscy zauważyli, że mamy wypracowany system i najlepiej radzimy sobie we troje. Dziecko urodziło się w dobrym stanie.

Można powiedzieć: trudny poród. Dodatkowo zakończony zabiegiem. A jednak… rodzice byli uśmiechnięci i szczęśliwi, z radością oglądali swojego syna, który tak dzielnie z nimi „współpracował”.Przy pożegnaniu przyznali, że nie sądzili, iż to właśnie studentka położnictwa będzie osobą mającą dla nich najwięcej serca, czasu i cierpliwości.

Tamta sytuacja utwierdziła mnie w przekonaniu, że decyzje zawarte w planie porodu, szczególnie przy pierwszym porodzie, nie zawsze są wynikiem świadomego wyboru. Niestety, czasami mogą się nawet obrócić przeciwko pacjentce. Dlatego dzisiaj staram się o tych decyzjach z pacjentkami rozmawiać.

Paulina Bocheńska, położna