Makrela to z całą pewnością jedna z najpopularniejszych ryb w Polsce. Zamieszkuje morza i oceany strefy tropikalnej. Mimo że, wyróżnia się kilka rodzajów makreli (australijska, japońska, kolias, hiszpańska, królewska i atlantycka), w Polsce najczęściej dostępna jest tylko ta pochodząca z Atlantyku. W sklepach pojawia się głównie w postaci wędzonej.
Makrela spośród innych morskich ryb jest w czołówce, jeżeli chodzi o dostarczanie najwyższej jakości białka (protein) 18,7 g. Zawiera też duże ilości potasu – 396 mg, w czym również literuje wraz z halibutem. Kolejnym składnikiem, gdzie nasza ryba staje w czołówce peletonu to fosfor – 238 mg. O kapitalnym znaczeniu tego ostatniego pisaliśmy wielokrotnie, ale co warto podkreślić w szczególności do prawidłowego przyswojenia fosforu niezbędna jest witamina D. A właśnie witamina D zwana witaminą słońca jest również dostarczana przez naszą złotą rybkę w ogromnych ilościach.
Makrela najczęściej trafia na nasze stoły w wersji wędzonej. I tu zaczynają się kłopoty. Po pierwsze część badaczy uważa, że należy unikać tak przyrządzonych nie tylko ryb, ale i innych produktów. W czasie spalania drewna wytwarzają się szkodliwe dla zdrowia związki. Na skład dymu wpływa nie tylko jakość drewna, ale i sposób jego spalania (tj. temperatura), warunki tlenowe oraz wilgotność. Dodatkowo kolor wędzonej ryby zależy od typu drewna. Grusza nadaje lekko czerwony kolor, lipa, buk oraz dąb – brązowy.
Po drugie, kupując rybę w sklepie nigdy nie mamy pewności nie tylko w jaki sposób została przyrządzona, ale przede wszystkim czy jest świeża. Dobra powinna pachnieć dymem. Jeśli wyczujemy kwaśną woń, a na mięsie występują białe lub czarne plamy możemy mieć pewność, że ryba jest popsuta. Uwagę warto zwrócić również na mięso w okolicach kręgosłupa. Jeśli jest czerwone – ryba nie nadaje się do jedzenia.